
Nasz kolega Jurek po zbudowaniu swojego pierwszego „Tulaka” poczuł się do obowiązku propagowania lotnictwa wśród najmłodszego pokolenia. Realizował to w różny sposób, a jeden z nich polegał na oryginalnym połączeniu pożytecznego z przyjemnym – biorąc udział w uświetnieniu imprez z udziałem dzieci, zrzucał od nieba „deszcz” cukierków ; bez obaw – wybierał tylko miękkie słodycze, najczęściej żelowe z przymocowaną kolorową wstążką też osłabiającą uderzenie. Na jednej z owych wstążek wpisywał numer swego telefonu z informacją, że znalazca ma zapewniony darmowy lot jego samolotem, z czego się rzetelnie wywiązywał.
Pomysł, który realizował własnym kosztem, znalazł też zastosowanie podczas corocznych uroczystości w rocznice akcji lotniczych zrzutów zaopatrzenia oddziałów AK w pow. limanowskim (placówka „Wilga” na Polankach w gorczańskiej Szczawie i „Sojka” w Słopnicach Królewskich) bo jeśli inscenizuje się partyzancką operację przyjęcia przesyłki na spadochronach, to niechże z samolotów udających alianckie maszyny transportowe coś na ziemię spadnie.
Jak wiemy z niniejszego portaliku, udział w tych imprezach SLE bierze od lat, ostatnio także wspólnie z Aeroklubem Podhalańskim.
Warto zaznaczyć, że owe słodkie dary od strony nieba są świadomym lub nie echem epizodu związanego z „Berlińskim Mostem”, największą jak dotychczas niemilitarną operacją wojskową i do tego zwycięską.
Po zakończeniu wojny podzielono Niemcy na 4 strefy okupacyjne- amerykańską, brytyjską, francuską i sowiecką. Nastąpił też podobny podział Berlina, choć miasto znalazło się w strefie sowieckiej. Stalin liczył na to, że z czasem zagarnie całe Niemcy, bo alianci zniechęcą się okupowaniem oraz utrzymywaniem stref okupacyjnych potwornie zniszczonego kraju. Tymczasem postawili oni na demokratyzację i stworzenie warunków do odbudowy niemieckiej gospodarki, co szybko dało pozytywne efekty. Do tego stopnia, że wprowadzona zachodnioniemiecka marka stała się obiegową walutą także w strefie sowieckiej.
Stalin rozgniewał się. I zamknął lądowy przejazd z Zachodu do Berlina Zachodniego. Dwa miliony ludzi od 26 06 1948 zostało pozbawionych wszelkiego zaopatrzenia i prądu, bo też został odcięty. Wydawało się, że wzięcie miasta głodem to kwestia krótkiego czasu.
Wtedy prezydent Trum … no nie, nie – prezydentem USA był wtedy Harry Truman, wojny z Rosją nie chciał i postawił na lotnictwo transportowe. Zachód miał zagwarantowane trzy korytarze powietrzne przez strefę sowiecką, samolotów zestrzelić się nie odważą.
I rozpoczęto operację „Vittles”. Rzadko się zdarza, że w zaistniałym konflikcie międzypaństwowym jasno można określić po czyjej stronie jest racja. Tu wątpliwości nie było. Ale by Berlin Zachodni przeżył należało dostarczyć dziennie 5 tys. ton żywności, lekarstw i węgla dla elektrowni. Zaangażowano gen. W. Tunnera b. szefa mostu powietrznego do Chin przez Himalaje . I udało się, w ciągu kilkunastu miesięcy lądujące na trzech lotniskach C-47 Dakota, C-54, brytyjskie Avro York i Halifaxy czy wodujące na Haweli amfibie Sundenland w częstotliwości nawet co 30 sekund (!) przewiozły 2 326 406 ton zaopatrzenia, więcej w sumie niż na bieżące potrzeby. Sowieci dokuczali jak mogli- oślepiali nocą reflektorami, stosowali bliskie przeloty, nawet czasem strzelali na postrach. Wysłanie w korytarze powietrzne amerykańskich myśliwców zakończyło te wesołe hazardy. I upokorzony Stalin po 11 miesiącach blokadę lądową zniósł.
Warto wiedzieć, że w operacji Vittles 149 lotów wykonał służący w siłach brytyjskich Polak Kazimierz Szrajer. Ten sam, który jako drugi pilot Dakoty wziął udział w innej operacji MOST – w 1944 r w tajnym lądowaniu pod Tarnowem (Wał Ruda) po zdobyte przez AK części niemieckiej V-2.
Gdy w lipcu1948 flotę powietrzną gen. Tunnera wzbogaciło kilkadziesiąt czterosilnikowych C-54, pilotem jednego z samolotów był Gail Halvorsen, który latał wcześniej daleko od wojny i obraz jej skutków wstrząsnął nim dopiero w Europie. Gdy w wolnej chwili stanął na skraju lotniska Tempelhof, by sfotografować lądujące samoloty, zauważył grupę biednie ubranych, w części bosych dzieci obserwujących lądowanie. W kieszeni znalazł tylko odrobinę gumy do żucia i wzruszył się widokiem, jak dzieci sprawiedliwie się nią podzieliły. I podjął decyzję - Wypatrujcie jutro samolotu, który pomacha wam skrzydłami. Może coś z niego dla was spadnie !
Wieczorem zebrał, ile zdołał czekolady i innych łakoci, zapakował w paczuszki ze spadochronikami z chustek do nosa, koledzy pomogli i już mógł być w dzieleniu się dobrem konsekwentny. Chciał, by to była jego słodka tajemnica, ale do dowództwa zaczęły napływać dziesiątki listów z podziękowaniem dla „ Uncle Wiggly Wings” i … wydało się ! Na taką samowolkę dowódca Gaila zdrętwiał ze zgrozy, ale nim zdążył zareagować, powstrzymał go wyraz uznania od samego gen. Tunnera z poleceniem : Tak trzymać !
Wtedy już jawnie rozwinęła się akcja pod kryptonimem „Little Vittles”. Skrupulatnie wyliczono, że w jej ramach wysypano z samolotów 23 tony słodyczy.
Halvorsen w 1970 r wrócił do Berlina, tym razem by objąć funkcję szefa lotniska Tempelhof. Miał satysfakcję, ze miasto o nim pamiętało.
Po przejściu na emeryturę nie zerwał z lotnictwem i lotniczymi akcjami charytatywnymi na całym świecie. Również w wojnie w byłej Jugosławii, Iraku czy Afganistanie.
Dobry Bóg dał mu długie życie w dobrej sławie i szczęściu. Zmarł Gail Halvorsen w 2022 r w wieku 101 lat.
“… nektar żywota natenczas słodki, gdy z innymi dzielę .” /niejaki Mickiewicz 200 lat temu/