Lotnictwo to zbiór indywidualności, ale prawdziwe sukcesy w rozwoju lotnictwa, odnosimy tylko jeśli działamy wspólnie i tak było już od czasów braci Wright.
Wszelkiego rodzaju Stowarzyszenia, Kluby, Zrzeszenia, Fundacje, służą skanalizowaniu energii i pasji w dążeniach do osiągania jakiegoś wspólnego celu. Jest wiele metod. Niektóre są bardziej sformalizowane, zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym. Inne są po prostu formą przyjacielsko-koleżeńskich kontaktów.
Chociażby dzisiejsza Konferencja, zorganizowana przez Forum Lotnictwa Polskiego, jest formą nieoficjalnego zgromadzenia, które łączy wiele osób z różnych profesji i z różnych dziedzin.
Można by było wymieniać wiele przykładów organizacji na całym świecie ale, Polska również w tym zakresie, miała swoje sukcesy, chociażby - już trochę zapomniana i niedoceniana, przedwojenna organizacja LOPP.
Moim celem jednak, nie jest opowiadanie o historii różnego rodzaju organizacji, chciałem dzisiaj państwu przedstawić to jedynie z perspektywy Stowarzyszenia do którego należę. W szczególności, historię ostatniego czasu.
Zanim to jednak zrobię, w kilku zdaniach pozwolę sobie przedstawić genezę powstania Stowarzyszenia Lotnictwa Eksperymentalnego Oddział EAA991, gdyż myślę, że będzie to ważne w kontekście chociażby zrozumienia potrzeb i celów dzisiejszej konferencji.
Stowarzyszenie powstało w odpowiedzi na wielki entuzjazm i zapotrzebowanie, jakie rodziło się dla małego prywatnego lotnictwa w Polsce, na początku lat dziewięćdziesiątych i po przemianach ustrojowych, wzorując się na organizacji, bardzo silnej i mającej realny wpływ na lokalnym rynku. Mam na myśli amerykańską organizację EAA Experimental Aircraft Association.
Eugeniusz Pieniążek i Janusz Karasiewicz, piloci, budowniczowie samolotów, pod koniec 1991 roku założyli stowarzyszenie, które bardzo szybko się rozrosło. Miało bardzo wielu członków oraz co najmniej cztery oddziały w Polsce. Miało nawet ambicje stać się stowarzyszeniem mogącym przejąć nadzór nad konstrukcjami amatorskimi, czy nawet nad całym lotnictwem ultralekkim - wzorując się rozwiązaniach przyjętych już wtedy przez naszych sąsiadów: w Niemczech, Czechach czy Słowacji. Niestety jednak, to się nigdy nie wydarzyło!
Stowarzyszenie postanawia skoncentrować swoją energię na działaniach w trochę innym kierunku, chociażby po to, żeby pokazać swoje możliwości i sprawczość.
Podejmuje się w 1995 roku zbudowania latającej repliki naszego przedwojennego samolotu. Warto zaznaczyć, że z całego naszego historycznego, przedwojennego dziedzictwa lotniczego, czyli około 7000 statków powietrznych polskiej konstrukcji i produkcji, zachowały się tylko cztery egzemplarze, przy czym żaden nie był latający.
Samolot zostaje zaprojektowany i wykonany od podstaw. Wszystko dzieje się na fali dużego entuzjazmu. Fundusze zbierane są na zasadzie sprzedaży cegiełek i wpłat darczyńców, a całość przedsięwzięcia opiera się na pracy charytatywnej setek osób.
Po pięciu latach samolot wykonuje swój pierwszy lot, w sierpniu 2000 r.
W przeszłości było wiele zastrzeżeń co do samego procesu budowy, zbierania funduszy, narzekanie że to długo trwa, że dużo kosztuje, niemniej jednak okazało się że przez kolejne 20 lat nie powstała żadna inna podobna konstrukcja! Przypadek,.... nie sądzę!Przez 18 lat, samolot utrzymywany był przez stowarzyszenie, prezentował się na wszelkiego rodzaju pokazach i festynach, uświetniając je i będąc jednocześnie latającym pomnikiem ku czci pilotów, inżynierów, konstruktorów i kadry naukowej na uczelniach technicznych, którzy stworzyli silne fundamenty naszego polskiego lotnictwa w latach trzydziestych.
Niestety, w 2018 r. na pokazach Bielsku-Białej, podczas startu - odlotu wydarza się wypadek. Warunki tego dnia były bardzo trudne. Lotnisko po burzy jest podmokłe, pilot również popełnił kilka błędów. W wyniku startu w takich warunkach samolot został bardzo poważnie uszkodzony. Na kilka lat znika z polskiego nieba.
Przełomem był rok 2021, kiedy uświadomiliśmy sobie że za dwa lata będzie 90 rocznica legendarnego - rekordowego przelotu kapitana Stanisława Skarżyńskiego nad Południowym Atlantykiem, dokonanym właśnie na RWD-5 bis – 3584 km - rekord świata w długości przelotu dla samolotów sportowych kategorii II ( do 450 kg masy własnej) Był to też nieoficjalny rekord świata najmniejszego samolotu jaki pokonał Atlantyk. Pozostał niepobity przez kolejne 79 lat.
Pozostało zatem przysłowiowe zakasanie rękawów. W całości poświęcamy się odbudowie samolotu. Dzielimy się obowiązkami, zgłaszamy naprawę do nadzoru lotniczego.
Naprawdę, dwa lata ciężkiej pracy, około 1,5 tysiąca godzin społecznych włożonych w odnowienie samolotu, setki problemów i przeciwności. Lecz ta praca przynosi efekty! Na początku 2023 r. samolot zaczyna już z powrotem przypominać dawny RWD-5.
Czym bliżej jednak rocznicy, tym problemów formalnych jest coraz więce
Poprzednie malowanie naszego samolotu również było malowaniem historycznym i nawiązywało do istniejącego przed wojną samolotu w barwach Polskich Linii Lotniczych LOT. Niestety, w wyniku całkowitego braku zainteresowania ze strony LOTu w uczestnictwie i pomocy w odbudowie samolotu, postanawiamy całkowicie zmienić malowanie, aby jeszcze bardziej uczcić pamięć pilota Stanisława Skarżyńskiego i jego słynnego srebrnego samolotu o znakach SP-AJU.
Wkładamy w to bardzo dużo pracy i uwagi. W Piasecznie, regularnie przez kilka tygodni, spotyka się grupa wspierających nas historyków tylko po to, aby opracować jak najwierniejsze historyczne malowanie i całą stylistyki samolotu, łącznie z wykończeniem wnętrza.
Został opracowany schemat malowania, z którymi udaliśmy się do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, do Rejestru Statków Powietrznych aby upewnić się, że nie będzie problemu z nowym malowaniem historycznym. Niestety, naczelnik rozkłada ręce i odsyła nas “wyżej”. Udajemy się na spotkanie z wice prezesem ULC. Tutaj otrzymujemy pełne zrozumienie i akceptację naszego pomysłu. Dostajemy nawet pismo potwierdzające, że taki pomysł został przedstawiony, i że został on przyjęty do wiadomości, a my będziemy go realizować.
Wyobraźcie sobie państwo, jakie było nasze zdziwienie kiedy po tych wszystkich latach ciężkiej pracy, finansowaniu tego z własnych kieszeni/własnych domowych budżetów, kiedy na lotnisku stoi już pomalowany, jeszcze pachnący farbą samolot, a na jednej z wizyt inspektor odbierający samolot pierwsze co mówi podchodząc do samolotu to: “ta kreska musi zniknąć”!
A chodzi o kreskę pomiędzy SP a AJU, celowo nawet nie używam frazeologii lotniczej, tylko powszechnego języka opisując te znaki, gdyż tak naprawdę ten samolot z tymi właśnie znakami wrył się w naszą świadomości narodową,.. nie tylko lotniczej części społeczeństwa.
Koncepcja malowania na RWD-5 wydaje się bardzo prosta. Srebrny samolot z dużymi czerwonymi znakami. Na skrzydle znakami o wielkość 95 cm. I to one są głównym elementem “ozdobnym”. Tak został on przez wszystkich zapamiętany.
Pomimo, iż spełniamy wymogi rozporządzenia w sprawie oznaczenia i malowania samolotów (paragraf 17) i nasze właściwe znaki są umieszczone pod usterzeniem w wymaganej wielkości, inspektor ma wątpliwości … że mimo wszystko malowanie historyczne będzie mylone z właściwymi znakami samolotu!
Nie przemawiają tutaj żadne dodatkowe argumenty: że litera J jest niedozwolona w dzisiejszym rejestrze polskich statków powietrznych i żaden samolot nie ma i na dzień dzisiejszy nie będzie miał takiego oznaczenia, że jest to jedyny egzemplarz RWD-5 na świecie,.. itd.
Rozpoczyna się wymiana maili, telefonów, dochodzi do kolejnej wizyty w Warszawie u wiceprezesa ULC. Niestety inspektor pozostaje na razie nieugięty. Po jakimś czasie sprawa lekko przycicha, ale wtedy wychodzi według niego kolejny problem i żąda, żeby na skrzydłach na dolnej powierzchni również umieścić znaki rejestracyjne, choć paragraf 17 wyklucza taką konieczność.
Jak 5-cio cm. znaki obecnej rejestracji mogą konkurować z 95 centymetrowymi literami malowania historycznego! i czy to na pewno będzie identyfikować samolot? Niestety inspektor ze swoją interpretacją pozostaje nieugięty. Dostajemy od niego sugestie że .. jakkolwiek, ale na następną wizytę przy odbiorze samolotu znaki na skrzydle muszą być!
Oczywiście nie przeszkadzało mu to, że znaki były naklejone z taśmy papierowej i jawnie łamały przepis 13sty tegoż samego rozporządzenia, mówiące o trwałości znaków.
Rozporządzenie to, wydane w 2018 roku wygląda na pisane na “kolanie”. Nawet w trakcie naszej odbudowy było ono poprawiane. Według naszej opinii w obecnej formie również pozostawia bardzo wiele miejsc do interpretacji i … jest do poprawy! Ale o tym będzie jeszcze później.
Warto zaznaczyć, że jako jedyne stowarzyszenie w Polsce, latające repliką przedwojennego samolotu polskiego w przedwojennym malowaniu, nigdy nie byliśmy zaproszeni na konsultacje ws. wydawania rozporządzenia w sprawie malowania samolotów historycznych.
Prawdziwym jednak horrorem dla nas, okazało się wpędzenie nas na ścieżkę przeprowadzenia prób w locie po odbudowie samolotu. Przy czym, od razu powiem, że wymaganie prób w locie nie wiązało się bezpośrednio z tym że samolot uległ wypadkowi, że miał ucięte około półtora metra skrzydła, że miał skręcony kadłub, że miał zniesione podwozie, że miał w kesonie dziurę wielkości piłki do koszykówki, że miał uszkodzone maski silnika, połamane śmigło, uszkodzone usterzenia.
Były trzy powody dla których nadzór lotniczy narzucił nam obowiązek przeprowadzenia prób w locie: wymiana śmigła, wymiana radia i zabudowa transpondera, przy czym zabudowa radia i transpondera była naszym pomysłem ze względu na chęć podniesienia bezpieczeństwa lotów!
Zabudowa nowego śmigła była konieczna względu na połamanie poprzedniego w wyniku wypadku, natomiast śmigło które planowaliśmy zabudować, było śmigłem tego samego typu, tej samej konstrukcji, wykonane w tej samej technologii, z tych samych materiałów! Mało tego, na tym dokładnie egzemplarzu śmigła, nasz samolot latał przez kilkanaście godzin, kilka lat wcześniej.
Efektem tego wymogu (prób w locie) był fakt, że samolot pomimo iż technicznie był gotowy do lotu w przeddzień 90 rocznicy przelotu, czyli 7 maja, niestety nie mógł wzbić się w powietrze gdyż, jego obowiązujące przez 18 lat instrukcje użytkowania wygasły! Przyznaje tutaj, że jako budowniczowie, nie daliśmy rady już tego zrobić i te Tymczasowe Instrukcje nie były w pełni gotowe. Pomimo wszelkich starań, nasza doba okazała się po prostu za krótka!
Cały proces przeprowadzenia prób w locie a wcześniej, stworzenia tymczasowych instrukcji, programu prób, znalezienie pilota doświadczalnego, napisania raportu po próbach, później wydania już docelowych instrukcji, wszystko to trwało ponad dwa i pół miesiąca, w efekcie zabrało nam cały maj, czerwiec i praktycznie lipiec na możliwość prezentacji samolotu i uczczenia pamięci tego wielkiego wyczynu.
Całe próby zakończyły się 6 lotami o łącznym czasie 1 godzina 55 minut, po których pilot stwierdził, że samolot lata zgodnie z tym, co jest napisane w instrukcji. Nie był w stanie odnieść się do tego czy są jakieś zauważalne zmiany w porównaniu do stanu sprzed odbudowy, gdyż tak naprawdę był to jego pierwszy lot na tym samolocie i nie mógł nic więcej powiedzieć.
Według nas cały proces można było przeprowadzić w ramach normalnego dopuszczenia samolotu do lotu, gdzie wykonał by go pilot, czy to zawodowy czy instruktor samolotowy, jeden z naszych pilotów, którzy mają po kilkadziesiąt godzin wylatanych na tym samolocie i mogliby realnie, w najlepszym stopniu ocenić stan samolotu po remoncie.
Warto zaznaczyć, że sami nakładamy sobie w Polsce ograniczenia, które tworzą bariery rozwoju polskiego lotnictwa. Europejskie przepisy FCL.820, w sprawie uprawnień pilota doświadczalnego, wyraźnie wykluczają potrzebę przeprowadzania prób w locie przez pilota doświadczalnego na samolotach do masy 2 000 kg.
Kiedy zakończyły się próby w locie, mieliśmy nadzieję, że wreszcie nasz samolot będzie mógł być pokazany szerszej publiczności. Zbliżały się pokazy w Mielcu. Niestety, nie mieliśmy jeszcze zatwierdzonych docelowych instrukcji. Postanowiliśmy wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na lot w szczególnych okolicznościach.
Do pokazów zostało kilka dni a my nie mamy wciąż odpowiedzi na nasze wniosek. Dzwonię więc do urzędu pytając, kiedy możemy się spodziewać takiej odpowiedzi. Na to urzędniczka oświadcza, że nasz wniosek jest niepoprawnie podpisany, gdyż według niej, z tego co sprawdziła w Internecie w zapisach KRS dla naszego Stowarzyszenia jest wymagany podpis czterech członków zarządu a wniosek podpisał jedynie sam prezes. Oczywiście nie muszę chyba dodawać że przez ostatnie 2 lata składaliśmy wiele wniosków i nie było takich problemów.
Moje tłumaczenie - że to nie tak, że jest tam napisane, że w sprawach majątkowych wymagany jest podpis dwóch członków zarządu; prezesa lub wiceprezesa i sekretarza, łącznie. Niestety pani zinterpretowała jako cztery osoby, które muszą podpisać wniosek. Oświadczyła mi nawet, że w tej sprawie kontaktowała się z Departamentem Prawnym który też ma wątpliwości, ale jeśli moglibyśmy przesłać im cały Statut naszego Stowarzyszenia to oni się nad tym “pochylą” i zapoznają, i wtedy być może będą mogli uznać wniosek z jednym podpisem! W obliczu trzech dni jakie pozostały do pokazów oczywiście nie rokowało to żadnymi szansami powodzenia, więc kolejny raz “łamiemy się”, rzucamy wszystko i podpisuje kolejny wniosek!
Po tym spektakularnym sukcesie zebrania czterech podpisów pod wnioskiem, wydawało się, że droga jest otwarta, aby wreszcie nasz RWD-5 mógł wziąć udział w pierwszych w sezonie pokazach lotniczych (koniec lipca).
W przeddzień wylotu na pokazy, otrzymaliśmy pozytywną zgodę na udział samolot. Jakież jednak było nasze ogromne zdziwienie kiedy, pomimo tego, że wnioskowaliśmy aby pilotem samolotu lecącego na te pokazy mógł być nasz kolega klubowy, pilot-instruktor samolotowy mający kilkadziesiąt godzin na tym typie, niestety w warunkach uczestnictwa został wpisany ponownie pilot doświadczalny, pomimo iż inspektorzy, którzy wystawiali ten wniosek byli z nami w kontakcie wiedzieli doskonale, że takiej możliwości wtedy nie mieliśmy.
Pozwolicie państwo, że w tym miejscu przedstawię pewną historię, można powiedzieć trochę prywatę, ale robię to w głębokim przekonaniu, że nie znam innego lepszego przykładu, który lepiej obrazował by sytuację, w jakiej my się wtedy znaleźliśmy.
Otóż był rok 2004, kiedy to po 8 latach budowania samolotu, przeze mnie i przez mojego kolegę, skończyliśmy jego budowę, a na przełomie czerwca i lipca odbywał się program prób w locie.
W tym samym czasie, odbywał się w Stalowej Woli Zlot Amatorskich Konstrukcji Lotniczych. Od lat jeżdżąc po różnych pokazach i zlotach marzyłem o tym, aby wreszcie któregoś dnia móc ze swoją konstrukcją pokazać się na takim zlocie.
No ale niestety, program prób w locie był już co prawda ukończony, ale nie było jeszcze raportu końcowego, nie były jeszcze zatwierdzone instrukcje docelowe. Ktoś poradził mi, żebym wystąpił z wnioskiem o taki lot …. w szczególnych okolicznościach.
Opisałem cel przelotu, miejsce, datę, kto będzie pilotem - wpisałem pilota zawodowego kapitana Roberta Pietrachę. No i taką zgodę dostałem!
Robert poleciał, zaprezentował samolot w powietrzu. W sobotę Komisja Techniczna oceniła płatowiec.
Jakie było moje wielkie zdziwienie i radość, kiedy w niedzielę rano otrzymuje telefon z zapytaniem czy będę mógł być w południe na zakończenu zlotu bo komisja przyznała pierwszą nagrodę dla naszego samolotu czyli Grand Prix X jubileuszowego Stalowowolskiego Zlotu Amatorskich Konstrukcji Lotniczych.
Mówię to po to, by pokazać jak czasami, niematerialne wartości są ważne i budujące, czy to indywidualnie czy zbiorowo, nas jako społeczność!
Oczywiście ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: no przecież gdyby nie ten samolot to inny otrzymałby pierwszą nagrodę. No tak …. oczywiście!
Wracając do naszego RWD, samolot nie poleciał na pokazy do Mielca. Trwa rocznicowy rok ale RWD wciąż nie mógł zaprezentować się na niebie. Oczywiście, ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: przecież było tam wiele innych samolotów nic się przecież takiego nie stało. No tak ….. oczywiście!
Podsumowując:
wydanie pozwolenia na wykonywanie lotów nastąpiło po około dwóch i pół miesiącach od 90tej rocznicy legendarnego przelotu.
Z ośmiu zaplanowanych występach RWD-5, wziął udział tylko w dwóch wydarzeniach!
A musicie państwo wiedzieć, że jako stowarzyszenie non-profit utrzymujemy się ze składek naszych członków oraz wpłat darczyńców, jeśli samolot nie lata, nie pokazujemy się, cały ciężar utrzymania samolotu spada na członków stowarzyszenia! Samo ubezpieczenie samolotu to 20 000 zł.
Ale są jeszcze inne straty. Otaczające nas złe emocje … udzielają się. Pojawia się zniechęcenie, wypalenie, czy nawet kłótnie wśród budowniczych.
Musicie państwo wiedzieć że z tej odbudowy wyszliśmy bardzo “poobijani”. Oczywiście czas leczy rany, ale pewnych rzeczy nie da się cofnąć, wymazać….. A przecież działaliśmy społecznie dla dobra wspólnego.
Nasza konferencja ma nie mieć charakteru tylko narzekania ale chcielibyśmy również konstruktywnie zaprezentować nasze wnioski i oczekiwania, jakie wprost wynikają z naszych doświadczeń.
Oczekujemy, stworzenia i prowadzenia przez Ministerstwo Infrastruktury listy zarejestrowanych organizacji, uczelni, chętnych osób prywatnych oraz podmiotów gospodarczych z branży lotniczej, i używanie jej do przeprowadzania konsultacji społecznych nad nowo opracowywanymi rozwiązaniami prawnymi w dziedzinie lotnictwa.
Jeśli działamy jako stowarzyszenie zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym i mamy z tego tytułu pewne obowiązki… to chcemy też pewnych praw.
Ja wiem że w obecnej chwili są różne “listy”, tyle że w praktyce wygląda to tak, że raz organizacje są , a raz nie.
I niech to nie będzie dwutygodniowy okres na ustosunkowanie się w sprawie zawiłych przepisów prawa, kiedy w tym samym czasie urząd sprawach “nieskomplikowanych” obwarował się 30 dniowym okresem załatwienia sprawy.
Kolejne oczekiwanie, to opracowanie standardowych procedur i wymagań administracyjnych (dla pracowników urzędu) aby sprawy “nieskomplikowane” były załatwiane “bez zbędnej zwłoki”, co należy tłumaczyć po prostu od ręki. Oczekujemy również przestrzegania przepisów EASAwskich w zakresie wymagań potrzeby użycia pilotów doświadczalnych na statkach powietrznych do 2000 kg.Nie twórzmy sami barier tam gdzie ich nie trzeba, tam gdzie nikt tego od nas nie wymaga, a są one realnymi barierami rozwoju polskiego lotnictwa.Oczekujemy zmiany rozporządzenia w sprawie rejestru cywilnych statków powietrznych, znaków i napisów umieszczanych na statkach powietrznych w szczególności w zakresie malowania samolotów.
Proszę sobie wyobrazić że jakieś półtora roku temu, z czeluści magazynowych Muzeum Techniki w Warszawie, wydobyto szczątki samolotu KOGUTEK inż. Władysław Zalewskiego, który rozbił się w latach trzydziestych. Niemniej jednak są one na tyle duże, kompletne, że jeśli ktoś podjąłby się próby zbudowania repliki tego samolotu a może nawet wykorzystania fragmentów oryginalnego samolotu w replice i chciałby pomalować go w oryginalnym malowaniu przedwojennym, to na dzień dzisiejszy nie będzie tego mógł zrobić. Gdyż wg. paragrafu 12-stego tegoż rozporządzenia, nie jest on ”… statkiem powietrznym o niewątpliwym znaczeniu historycznym związanym z udziałem w ważnym wydarzeniu historycznym, istotnym krokiem w rozwoju lotnictwa lub istotną rolą, jaką odegrał w siłach zbrojnych…. Może i dla całego świata nie miał istotnej roli, ale dla nas … każdy ocalałych skrawek naszej historii który przetrwał zawieruchę wojenną, 55 lat komunizmu, 35 lat III-ciej RP, jest po prostu dla nas bezcenny!
Na koniec chciałem powiedzieć że pochodzimy z różnych środowisk, mamy i zawsze będziemy mieć różne cele i różne poglądy, ale łączy nas jedno — polskie lotnictwo.
Szanujmy się, … bo nikt nam tego nie zabrania.
Michał Urbańczyk, Warszawa, 22 Marca 2025