Wszystko z pasji szalonego szewca

Kto w wieku 15 lat, terminując w warsztacie ojca, sam wykonał parę butów, a w wieku lat 18 w 1894 r uruchomił manufakturę obuwniczą, by następnie na wzór amerykański (samochody Forda) zastosować zmechanizowany system taśmowy w produkcji butów, musiał być osobowością nieprzeciętną. I takim był Tomasz Bata z miasteczka Zlin w czeskich Morawach, który amerykański sen o brawurowym awansie od warsztaciku do fabryki potrafił zrealizować na zapyziałej i biednej prowincji. Wszystko dzięki odwadze w stosowaniu innowacyjności (słynne skórzano-płócienne „batiovki”) i stawianiu na człowieka.
Bo w fabrykach Baty w kraju i za granicą, stosunki szef - pracownicy były demokratyczne ; do gabinetu szefa wchodziło się bez pukania i pod jedynym warunkiem – Podczas rozmowy pamiętaj, jak cenny jest czas. I wszyscy mieli świadomość współodpowiedzialności za produkcję i realnego wpływu osobistego na zarobki. Dodajmy, że duże. Stawiano też na dokształcanie i doskonalenie zawodowe, co też skutkowało możliwością szybkiego awansu.
Bata rozbudował też Zlin w nowoczesne miasto–ogród, ściśle związaną z fabryką „maszynę do mieszkania” wg założeń Le Corbusieura.
Przykładem może być polski Chełmek koło Oświęcimia, gdzie w 1932 r powstała wytwórnia Baty, a obok niej dzielnica mieszkalna – otoczone zielenią dwurodzinne, rzadziej czterorodzinne domy, park z licznymi urządzeniami sportowymi – drugoligowa drużyna piłkarska na mecze zamiejscowe jeździ wynajętą przez fabrykę „Lux-torpedą” PKP, nowoczesny szpital, kino i wszystkie potrzebne obiekty socjalne. Tylko wspomniane mieszkania trochę przyciasne - celowo, by większość czasu spędzać poza nimi, na rozrywce, z sąsiadami lub w fabryce, gdzie zresztą są tanie stołówki z dobrym dla zdrowia pożywieniem. Chodzi też w tym założeniu o to, by nie było okazji do jakiegoś socjalistycznego knucia. Socjalizmu i komunizmu Bata nie cierpi pod żadną postacią.
Jest jeszcze obowiązkowe lotnisko - Tomasz Bata jest entuzjastą lotnictwa, w Otrokowicach nieopodal Zlinu powstaje obok oczywistej fabryki obuwia port lotniczy z prawdziwego zdarzenia, w latach trzydziestych stacjonuje tam kilkadziesiąt samolotów różnych typów – od sportowych po komunikacyjne Lockheed Electry, takie jak w PLL „LOT”. Lotnicza pasja źle się skończy dla właściciela światowego koncernu obuwniczego – w 1932 r w jakimś pilnym interesie wymusi na pilocie start we mgle komunikacyjnym Junkersem F-13 i po chwili obaj zginą, rozbijając się o komin Batowej fabryki.
Firmę po Tomaszu przejmuje jego brat Jan Antonin, też nieprzejednany pasjonat lotnictwa. Zresztą samolot był bardzo przydatnym narzędziem w prowadzeniu tak rozległego przedsiębiorstwa. Weźmy przykład z naszego podwórka. W Chełmku zdarzył się „najkrótszy strajk świata” – trwał tyle, ile lot z nie tak odległego Zlinu. Przybyły pryncypał wszedł między strajkujących, rozdając im zapałki – Jak wam się krzywda dzieje, spalcie fabrykę, pozwalam. Mam ich 50 i strata jednej firmy nie zawali. A ile wy macie fabryk ?
Bata znał się na psychologii społecznej. A jedynym mocniejszym akcentem protestu była akcja miejscowego rzeźnika, który uzależniony w dochodach od fabryki, z żelazem w ręku pogonił szefa związków zawodowych z miasta.
A Jan Antoni Bata postanowił poszerzyć produkcję o nowy profil :
Skoro czeskie buty mogły zdobyć świat (30 % światowej produkcji) to dlaczego nie mogłyby czeskie samoloty ?
I w1934 r w Otrokowicach powstają przy istniejącym lotnisku Zlińskie Zakłady Lotnicze początkowo wykonujące szybowce, lecz już w roku 1935 oblatany zostaje rewelacyjny „szewski samolot” Zlin XII, drewniany dwuosobowy dolnopłat, który z silnikiem o mocy 47 KM (!) osiąga prędkość maksymalną 150 km/h i przy przelotowej 125 km/h ma zasięg 450 km.
Wyprodukowano ok. 260 egzemplarzy głównie na eksport. Następcą był Zlin XIII lepiej opracowany aerodynamicznie, z silnikiem 130 KM osiągał 300 km/h. Niestety zakończył żywot na prototypie po zajęciu Czech przez Hitlera w 1938 r.
I w tym roku także Bata opuścił Czechy, by już do nich nie wrócić. Jego zakłady w Ameryce czy innych miejscach świata oczywiście działały. W kraju rodzinnym po 1945 r został okrzyknięty zdrajcą, bo jego czeskie fabryki pracowały dla Niemiec (ciekawe, jak mógłby temu zapobiec ?) nazwy jego czechosłowackich zakładów przekształcono na „Svit”, nawet miasto Zlin przemianowano na Gottwaldov (1949 – 1989) od nazwiska czeskiego komunisty. Nazwa Zlin pozostała natomiast jako firmowa samolotów z Otrokowic. Dlaczego ?
Tamtejsze zakłady lotnicze w czasie wojny i jeszcze chwilę po, produkowały konstrukcje niemieckie, zatrudnieni przy tym czescy fachowcy jakby nie było bogacili swoje umiejętności i doświadczenie, a nawet projektowali własne konstrukcje „na po wojnie”. I po ustąpieniu Niemców zaczęli je realizować w warunkach stosunkowej swobody, bo realne przejęcie władzy w CSR przez komunistów nastąpiło dopiero w 1948 r.
W 1947 pojawia się Zlin Z-26 dwuosobowy samolot sportowo-treningowy (do 1974 r wyprodukowano 1457 egzemplarzy) zapoczątkowując całą generację tego typu : Z- 126, - 226, -326, -526 (w wersji dwu i jednoosobowej „Akrobat” ) i Z-726. Samoloty te zyskują wysokie uznanie na Zachodzie jak niewiele innych zza „żelaznej kurtyny”, co daje znaczące przychody w walucie wymienialnej, więc marka Zlin jest cenniejsza niż ideologia.
W 1967 r powstaje dwuosobowy Zlin Z-42 trójkołowy z miejscami obok siebie, produkcja rusza od 1970 r, a w 1978 oblatano kolejną wersję tej maszyny przystosowaną do akrobacji Zlin Z-142 – w produkcji w latach 1980- 95. I wreszcie kolejną wersję Z-242
W 1975 oblatano typowo akrobacyjny jednoosobowy  Zlin -50L.
To nie koniec, bo w 1968 r oblatano 4-osobowy wariant Zina Z-43, a w 1992 jego rozwinięcie Z-143.
Powstał też typowo użytkowy model – rolniczy Zlin Z-37 „Cmelak” produkowany w latach 1965 -84 w liczbie ponad 700 egzemplarzy.
Podsumowując – w wytwórni w Otrokowicach powstało od 1935 r ponad 6000 samolotów Zlin.
I jeszcze jedno - na murze fabryki Bata w Chełmku widniał wielkimi literami napis : „Buty są potrzebne każdemu, poezja tylko niektórym”. 
Latanie przyjemnościowe jest na pewno rodzajem poetyckiej samorealizacji, oczywiście dla „niektórych”. Czy nie fajnie, że dwaj szewcy, którzy trzeźwo patrząc na życie dorobili się milionów za miliony wyprodukowanych butów, ulegli czarowi powietrznych przestworzy ?
I dali wielu szansę przeżywania tego do dzisiaj.

Zb. Sułkowski - tekst i zdjęcia