
Ty znasz Leszka Mańkowskiego ?! - wykrzyknęła przybyła z Krakowa na nasze emerytalne zgromadzenie koleżanka – Ty ?!! A skąd ?
Wyszła za znacznie od siebie starszego kapitana linii lotniczych i nie wyobrażała sobie poufałości jakiegoś dziada z trzeciego sortu z kimś takim jak Leszek. Chciała nawet telefonować dla zdementowania, ale … nie zdążyła, bo chyba uwierzyła, że Prezes Rady Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Polskiego może też mieć związek z jakimś lotniczym stowarzyszeniem na prowincji.
Chociaż … ? No bo przecież najwyższy rangą przedstawiciel weteranów lotnictwa przede wszystkim powinien godnie ich reprezentować podczas ważnych uroczystości, rocznic, pogrzebów ; dbać o pamięć i tradycję, w końcu także wspierać w biedzie duchowo i realnie kolegów zrzeszonych i niezrzeszonych i …
I Leszek Mańkowski wszystko to robi, ale - szybciej żyjesz, wolniej dziadziejesz - nadal jest aviatorem czynnym i wszechstronnym - lata samolotem, szybowcem, wiatrakowcem, balonem, lotnią, paralotnią, a jako były oficer komandos od lat realizuje się się w spadochroniarstwie - wybacz Leszku, że nie potrafię tu wymienić Twoich wszystkich krajowych tytułów mistrzowskich i vicemistrzowskich, a jest tego liczba imponująca. Generalnie rzec by można, że wystarczy na lata - i przeszłe, i przyszłe - gdyby w tym, jak każdym szlachetnym szaleństwie, nie dominowało uczucie niedosytu.
Równo sto lat temu ruszył zdobyć szczyt Mont Everestu George Mallory. Nagabywany przez dziennikarzy - A po co ?- odpowiedział – Idę, bo szczyt jest nade mną !
Jego doczesne szczątki znaleziono w 1999 r niewiele poniżej owego szczytu. I do dziś trwają spory - wyszedł czy nie wyszedł ?
Ale szedł. Niosąc fotografię żony, by ją u celu pozostawić. Fotografii przy nim nie znaleziono.
Spadochrony. Sam źródłosłów wskazuje, że mają służyć spadaniu, ograniczając je do bezpiecznej szybkości, oraz w jakimś zakresie ów upadek ukierunkowywać, bo nie jest obojętne, na co się spada. No a wcześniej, przed otwarciem spadochronu ? Można spadać jak worek ziemniaków, można próbować popływać w powietrzu. Uczucie euforyczne, a jakby jeszcze mieć jakieś namiastki skrzydeł ? Kombinowano z różnym skutkiem od dawna, aż powstał wingsuit flying – skoki w specjalnych kombinezonach nośnych, a właściwiej strumieniowo-nośnych, bo powietrze przepływa też przez specjalne kanały aerodynamiczne w kombinezonie. I mamy na załączonych zdjęciach jak opakowany w to Leszek Mańkowski może sobie, zanim otworzy spadochron, trochę polatać nad Tatrami. Jak orzeł ? Właśnie. Bo obaj spadając w locie nurkowym mogą osiągnąć 320 km/ godz !
Co dalej ? Adrenalina i próby lądowania bez spadochronu. Z jednej takiej „wingsuitonauta” nawet wyszedł z życiem, spadając na przygotowaną kupę … kartonowych pudeł.
Leszku, nie idź tą drogą !
Zb. Sułkowski
Przepraszam Leszku, bo na pewno coś przeinaczyłem, poza tym „wygospodarowałem” z Twojego profilu parę kadrów z filmu prezentującego Twój lot nad Dol. Chochołowską