
Wing- walking ( spacer po skrzydle) oczywiście samolotu i oczywiście w locie „wymyślili” lotnicy już w zaraniach aeronautyki - pilot siedział za sterem, ale jego towarzysz - zdarzało się - wędrował po płacie z przyczyn awaryjno- technicznych. Z czasem przedsiębiorczy Amerykanie wpadli na pomysł, by z tego hazardu mieć jakiego dolara i tuż po zakończeniu I wojny zaczęły powstawać cyrki lotnicze. Na starych fotografiach widać szaleńców wygłupiających się na skrzydłach dwupłatowców lub wiszących rozmaicie pod nimi.
Do historii przeszło zdjęcie „grających” w tenisa na górnym płacie samolotu. By było ciekawiej, „mecz” rozgrywają panie, co już samo w sobie było w patriarchalnej Ameryce bulwersujące. I rzeczywiście wojujące sufrażystki udział kobiet w sportach ekstremalnych traktowały jako walkę o należne prawa.
Różnie toczyły się losy powietrznych kaskaderek – Gladys Roy, jedna z grających na skrzydle, zginęła uderzona śmigłem w wieku 25 lat, inna Gladys – Gladys Ingle, która tańczyła na skrzydle charlestona, wyspecjalizowała się w przesiadaniu przeskokiem bez żadnych ubezpieczeń z samolotu na samolot. I dożyła 82 lat.
Kaskaderek powietrznych było oczywiście więcej, ich wyczyny szybko zyskały zainteresowanie Hollywoodu, czyniąc je gwiazdami. A do barwnej historii tego rodzaju spektakli nawiązuje dzisiejszy szwedzki (skandynawski) team „ Skycats Wingwalker”. Córy Wikingów w kocich trykotach w swoim „amploi” stawiają bardziej na artyzm gimnastyki niż ekstremum i wraz z archaicznym Grummanem dymiącym różnobarwnie odgrywają balet na niebie.
Nawet kto takiego dymienia nie lubi, popatrzy dłuższą chwilę.
Popatrzmy bodaj na zdjęcia
Zb. Sułkowski , zdjęcia oczywiście K. Bartoszewskiego